Podróże

Wstrząs pod kopułą

Jadę sobie drogą piemoncką, prawie jak na Ostrołękę, a tu nagle, bach!
Za zakrętem Licheń mi się wyłania, tylko taki włoski. Ten kościół gigant niejednego pewnie zrzucił z konia.

Zobaczyłam kopułę rozdętą do niesłychanych rozmiarów plus cztery wieże jakby im coś na porost sypnięto. Dysproporcja w pejzażu do włoskich mistrzów architektury niepodobna. No to trzeba było się zatrzymać i obadać. I proszę – bazylika w Vicoforte (nazwa jakże farmaceutyczna) ma największą na świecie kopułę eliptyczną. Budowa ciągnęła się prawie dwieście lat, z czego najwięcej zachodu było z kopułą, oczywiście. Ponoć jej konstruktor, Francesco Gallo, musiał sam zdejmować rusztowania, bo nikt raczej nie wierzył w to, że całość się nie zawali.

Stoi. Zadziwia i zachwyca zwłaszcza 6 tysięcy metrów kwadratowych malowideł iluzjonistycznych z przedstawieniem Maryjki do niebios zabieranej (asekuruje ją poza obłokiem jeszcze rozłożysty gronostajowy baldachim) w cudnych karkołomnych perspektywach.

I pomyśleć, że wszystko zaczęło się od imprezy myśliwskiej. Jakiś łowczy przestrzelił omyłkowo obrazek Madonny w pobliskim lesie. Obraz krwawić począł, jak to z początkami cudów zwykle bywa, zaczęły się pielgrzymki. Pechowiec postanowił uzbierać fundusze na ekspiację i naprawę wizerunku NMP, aż wieść o tym doszła do samego księcia Karola Emanuela I z rodu Savoya, który wyłożył pieniądz na wielką bazylikę. Końca budowy, jak wiadomo, nie dożył, ale jego szczątki spoczęły w kościele. Tam też w jednej z kaplic przechowywana jest broń, z której padł strzał myśliwego.

vico__DSC7468ok

vico_DSC7473ok

2396 views