Kultura

Design a życie po życiu

Po raz pierwszy pomyślałam o swoich prochach jako czymś dekoracyjnym. Niemal słodkim i uroczym jak pudełko pralinek. A wszystko działo się na targach HOMI w Mediolanie.

Wyobraź sobie urnę z pleksi, która ma kształt twojego profilu, a w niej spoczywają twoje prochy uformowane niczym klocki albo płaskorzeźbione główki (choć należałoby je raczej nazwać półgłówkami) – jest groza? Design posmyrał sprawy ostateczne. Czy w ogóle jesteśmy w stanie spojrzeć na pomysł włoskiego artysty Denisa Santachiary bez pytania „Czy już wolno?” albo „Czy godzi się?”. Szczególnie, że Włoch oferuje też opcję, którą najchętniej nazwałabym ogrodniczą – włożenia w wyprofilowaną na nasze podobieństwo grudkę prochów nasionka jakiejś rośliny. Można więc kawałek nas zasadzić i mieć pewność, że to, co wyrośnie, wyrośnie na żyznym gruncie. Odrodzimy się.

_DSC8532 copy
Urna „Forever”, aut. Denis Santachiara. Ozdobiona jest inskrypcją zaczerpniętą z nagrobka Marcela Duchampa „Poza tym to zawsze inni umierają”, www.cyrcus.it

Designerska urna najsilniej wryła mi się w pamięć po obejrzeniu setek stoisk na targach HOMI w Mediolanie, które odwiedzam dwa razy do roku od 12 lat. Dawniej nazywały się MACEF i były pierwszymi we Włoszech targami poświęconymi dekoracji wnętrz i rzeczom do domu. Trochę się zmieniały na przestrzeni lat, ale niezmiennie uwielbiam na nie jeździć, bo w tej galaktyce przedmiotów zawsze znajdzie się coś skandalicznego albo przepięknego, niezwykłego i zadziwiającego, jak ww urna. A przede wszystkim można pogadać z twórcami. Oficjalnie jeżdżę tam badać trendy, nieoficjalnie – badać wątki osobne i osobiste.
Z trendami wiadomo jak jest. Za ciężkie pieniądze wymyśla je jakaś agencja w Paryżu i za jeszcze cięższe sprzedaje chcącym tej tajemnej wiedzy firmom, które pragną być na czasie. Ktoś gdzieś ustala, że będzie teraz promowany pudrowy róż albo najzgnilsza zieleń i trzeba będzie nie tylko za tę informację zapłacić, ale też zacząć w tych beatyfikowanych barwach produkować rzeczy piękne, ładne albo badziewne. Nawet badziewiarze wchodzą w to, i to w dodatku tak szybko, że jeszcze targi nie dobiegną końca, a już na chińskich taśmach lecą pudrowane wazoniki. Ale wszyscy nauczyliśmy się z tym żyć, a Chińczycy coraz bardziej się cywilizują, czego dowiodę poniżej.
Tutaj więc nie będę rozpisywać się o trendach tylko o tym, co ciekawe wśród włoskich (głównie) rzemieślników i to czasami o tak odległej tradycji, że ich stoiska wyglądają jak wyrwane z korzeniami z samego środka rokoka.  Żeby nie być gołosłowną od razu ilustruję i ostrzegam – wszystko, co widać, łącznie z tiulowymi falbankami, wykonano z porcelany.

_DSC8470 copy

Dla przeciwwagi zmieniam płytę – jesteśmy już w epoce winyli, tyle że wcale nie grających. To bowiem też porcelana, a ponieważ nie przepuszczam niczego, co wiąże się w jakiś sensowny sposób z czarnym krążkiem, wchodzę w to słodkie oszustwo. Nie ukrywam, talerz firmy Longlpay Home chciałabym widzieć w moim kredensie.

_DSC8306 copy
Talerze (w cenie 38 dol.) na www.houseofhome.com.au/s/-/longplate

A jeśli o nietypowych talerzach już mowa, to zachwyciła mnie ta sferyczna przekąśnica (mój własny termin). W zagłębieniach szklanego naczynia zaserwujemy jakże modne dziś nanopotrawy w rodzaju strzępka chrobotka reniferowego czy jakiegoś frytowanego kwiatu cukinii. Objadamy się przecież laboratoryjnie wygenerowanymi frykasami i bez generatora ciekłego azotu w kuchni ani rusz. Nie bez przyczyny czarowną salaterę wyprodukował zakład Steroglass dostarczający na rynek instrumenty do analiz laboratoryjnych, a zleceniodawcą było ADI, czyli włoskie Stowarzyszenie Wzornictwa Przemysłowego, coś jak nasz IWP.

_DSC8405 copy

A to już naprawdę ostatni dziwny talerz, imitujący liście egzotycznej rośliny wykonany z silikonu. Dość miękki, a więc oddziałujący nie tylko na nasze jedzeniowe nawyki, wymagający delikatności ruchów, ale też bezcenny, bo niedający się w żaden sposób potłuc. Wymyślił to Japończyk, Nao Tamura dla marki Covo. Naczynia pięknie wyglądają na stole zwinięte w rulony – zresztą inspiracją dla Tamury były wspomnienia z dzieciństwa. Tam, gdzie się wychował wiosną zawijało się słodycze w liście wiśni. Latem wydrążony pomidor służył jako miseczka na danie…

_DSC8367 copy
Talerze „Seasons” jak liście albo płatki kwiatów, www.covo.it

06_Seasons_Covo

Na HOMI warto się wybrać, jeśli miłujemy biżuterię. Jest tam nie tylko ogromny pawilon pełen topowych jubilerów, który zwiedzam zupełnie bezinteresownie, bo nie ma we mnie żadnej babskiej potrzeby obwieszania się koliami i bransoletami (podobno takie obwieszanie się biżuterią świadczy o silnym lęku przed śmiercią, a najpoważniejsi klienci jubilerów są osobami ekstremalnie melancholijnymi). Jednak o wiele bardziej interesują mnie maleńkie stoiska rzemieślników i młodych jubilerów, które kładą na łopatki wielkich złotników pomysłami i niepokornością. Obok takich obrączek, jako fanatyczka fabryk i industrialu, nie mogłam przejść obojętnie. Jeżeli dawać się zaobrączkowywać, to tylko metodą walcowania.

_DSC8460 copy

A jeśli o stali i pochodnych mowa, to koniecznie muszę donieść chociaż o jednym trendzie. To kwadratowe i prostokątne garnki. W większości służą do gotowania spaghetti, dlatego pokrywki mają od razu wyposażone w otwory do odcedzania. Niektóre wyglądają jak wiekowe zasobniki na narzędzia chirurgiczne. Budzą naprawdę respekt i w porównaniu z nimi taki Zepter wydaje się naprawdę sweety.

IPAC
Garnek do spaghetti marki IPAC

 

I mój trend osobisty – to torby z reprodukcjami dzieł sztuki. Ja wiem, że to trąci komercją i że Kaplicy Sykstyńskiej to bym nie zniosła na siatce do noszenia mięsa, ale Celnik Rousseau jakloś się broni. Podejrzałam na stronie wytwórcy LOQI i mają nawet wersje z czarnym krzyżem Malewicza. To by był coś, za jedyne 12 euraków.

 

_DSC8297 copy
Więcej na: www.loqi.eu

Jedna z firm, która od lat mnie na HOMI fascynuje, choć jej produktów nie pożądam i musiałabym mieć wielkie pałaczyszcze, żeby je godnie i proporcjonalnie nimi wypełnić, to jednak zawsze tam zaglądam. Bo tam są zawsze wspomniane wcześniej trendy skomasowane, wyolbrzymione, podane na tacy w sposób kategoryczny, nie znoszący sprzeciwu. Nazywa się adekwatnie: VG Newtrend. Jeżeli pierwsze paryskie ptice ćwierkają coś o ultramarynie, to znaczy że na ich stoisku ultramaryna będzie toczyć się jak krew pod Stalingradem. Jak pawie oka, to tak, że oko wykol. Od lat niezmiennie proponują dodatki w surrealistycznych formatach. Trzymetrowe wazony to u nich norma. Ale ja już oczami wyobraźni widzę te palazza na bezdrożach Weneto, tych zmumifikowanych arystokratów, którzy podążają za Nowym albo ubogaconych niedawno fabrykantów czy homoseksulanych macherów, którzy otaczają się tymi wybrykami ludzkiej wyobraźni.

_DSC8351 copy
VG Newtrend mocno lansuje ostatnio zamszowe wazy i takież drzewka

Miało być o Chińczykach, to i będzie. Ale o młodych i czujących bazę, czyli design. Mieli na HOMI całą sekcję, pokazali sporo ciekawych reinterpretacji tradycyjnej kostnej porcelany. Nie można mieć wątpliwości, że trzymają się mocno. No i nikt, na żadnym stoisku nie przyjął polskiej dziennikarki z takim entuzjazmem. Wszyscy oni uśmiechali się, gestykulowali i po kolei robili sobie ze mną zdjęcia, jak z jaka celebrytką. A na koniec dostałam nawet jakiś cudny wydizajnowany notes z czułą zapewne dedykacją. Muszę koniecznie wysłać linka z tą relacją, to mi dopiero zrobi klikalność.

_DSC8394 copy

Dla tych, którzy myślą, że zegary z kukułkami już tylko kukają w desach i na strychach – taka oto niespodzianka. Mają się całkiem dobrze, po części stały się zwierzami wielkomiejskimi, jak ten oto z Progetti. 

_DSC8403 copy

I wreszcie last but not least, moi faworyci, nieprzewidywalni, prześmiewczy i trzymający rękę na pulsie Seletti. Oh, shit, jak ja ich lubię. Parasol i poduszkę z serii „Toiletpaper” zaprojektowali Maurizio Cattelan e Pierpaolo Ferrari.

A17132_OMBRELLO_shit_open104

via Rocca 50 46019 - Viadana - MN - Italy

Na koniec miła wiadomość: kolejna edycja HOMI już od 29 stycznia do 1 lutego 2016.
www.homimilano.com