Ludzie

Jeden z tysiąca

alain delon tomasz bereźnicki le samourai


Od sierpnia ubiegłego roku jestem w żałobie po śmierci Alaina Delona i jedyne, co mi ją osładza, to patrzenie na ten obraz: „Le Samourai”.

– Kim jesteś?

– Nieważne.

– Czego chcesz?

– Chcę cię zabić!*

Nie znam bardziej stylowego przedstawienia płatnego zabójcy niż rola Alaina Delona w filmie „Samuraj” w reżyserii Jean-Pierre’a Melville’a. I bardziej przejmującego. Bowiem jest to dla mnie przede wszystkim film o samotności i alienacji. Długo by wymieniać reżyserów, których ten film zainspirował i długo można rozwodzić się nad różnymi scenami w filmie – choćby pościgiem w metrze czy kradzieżą samochodu przy użyciu pęku kluczy uniwersalnych. Podziwiać montaż, muzykę, kręcone bladym świtem ujęcia i cały nieprawdopodobny klimat Paryża w końcówce lat 60. tamtego wieku. To film złożony z deszczu, starych samochodów, posępnych kamienicznych wnętrz, a przede wszystkim z… Delona, który – jak napisał anonimowy recenzent – rozsadza ekran od początku do końca bez nadmiaru dialogów. 

Od kiedy istnieją media społecznościowe, krytycy filmowi chyba już się mało liczą, przynajmniej ja wolę czytać recenzje zwykłych ludzi. Odnośnie „Samuraja” przeczytałam za pomocą Google’a pisany po arabsku taki oto tekst:

Po 21 latach obejrzałem ten film ponownie w oryginalnej wersji językowej i bardzo mi się spodobał. Pierwszy raz oglądałem go w telewizji, gdy byłem nastolatkiem, zakochałem się w Alainie Delonie i jego zegarku noszonym na prawej ręce z tarczą po wewnętrznej stronie nadgarstka. Chciałem założyć płaszcz przeciwdeszczowy, kapelusz i zapalić papierosa, ale ponieważ tego nie miałem, włożyłem długopis do ust i mówiłem jak Khosrowshahi**”.

Co sprawia, że niektóre filmy jakoś szczególnie na nas oddziałują? Odnośnie „Samuraja” przeprowadziłam wewnętrzne śledztwo. Pierwszy raz musiałam widzieć go w dzieciństwie, kiedy jeszcze nie wolno mi było oglądać puszczanych wieczorami filmów, zwłaszcza „Kina Nocnego”. Od zarania dziejów cierpiałam na bezsenność, galopady myśli, a zakazany owoc za ścianą kusił. Pokój, w którym stał telewizor, był pokojem przechodnim, na trasie do łazienki. Najpierw więc wymyśliłam sobie w telewizyjnym długie postoje w drodze na siusiu. Stałam w piżamie na bosaka do momentu, w którym ojciec się nie zorientuje, że trochę za długo się gapię w ekran. Klika razy zdemaskowana, udoskonaliłam metodę. Przechodziłam przez pokój głośno i zamykałam drzwi, ale nie za sobą, tylko… zostawałam w telewizyjnym i zamieniałam się w żonę Lota. Nieruchomiałam, po czym starałam się bezszelestnie przemieścić na jakieś pobliskie siedzisko, zatopić się w nim, wręcz scalić z tapicerką. Wychodziło mi to coraz lepiej i czasami udawało mi się dotrwać do samego końca filmu, siedząc gdzieś za plecami ojca, od którego dzieliły mnie głównie kłęby dymu. I wiecie do czego doszłam po latach? Że on doskonale wiedział o mojej obecności w pokoju i oglądaniu tych filmów z nim. Nie miał chyba serca mnie wyganiać do łóżka. Graliśmy przed sobą. Ja – ducha, a on – Greka. Co to było za napięcie! Musiałam dużo oglądać tego francuskiego kina noir, bo pamiętam że napis FIN oznaczał natychmiastową i bezszelestną ewakuację. 

Wielbiąc Alaina Delona ponad wszystkich innych aktorów, nie mogłam nie zareagować, kiedy zobaczyłam, że pewien artysta – rysownik, malarz, autor komiksów i muzyk – Tomasz Bereźnicki namalował obraz „Le Samourai”. Jakby ktoś czytał w moich marzeniach! Nie mogłam tego obrazu nie nabyć w trybie natychmiastowym. Pikanterii całemu przedsięwzięciu dodaje fakt, że twórca ten wpadł na niesamowity pomysł – namalowania 1000 obrazów i wystawienia ich za 1000 złotych każdy. I taką serię 1000/1000 otwiera mój Delon. Jestem w posiadaniu numero uno tej serii! Trzymam kciuki za Tomka, za sprostanie takiemu wyzwaniu i za kolejne dzieła, które innym osłodzą życie. 

Tutaj strona artysty: 

https://bereznicki.pl

* Dialog z filmu „Samuraj”, 1967, reż. Jean-Pierre Melville

** Dara Khosrowshahi to dyrektor generalny Ubera

Join the discussion